środa, 8 stycznia 2014

ksiązka cd


-Wyjeżdżam do Polski, mój brat znów coś przeskrobał....
-Jak to?! Zostawisz mnie tak po prostu? Po tym wszystkim? Teo?
-Yao zrozum to nie ode mnie zależy. Chciałbym tu zostać wyprostować wszystko.
-Kiedy lecisz?
-Środa.
-Czyli mamy dla siebie tylko pięć dni.
-Muszę spotkać się z Alicją, porozmawiać. - Spojrzał na mnie jakbym go uderzył. Wciąż był o nią zazdrosny.
-Teo nie spotykaj się z nią. Błagam. - Znów zrobił te maślane oczy, ale tego nie mogłem odpuścić.
-Muszę. Nie mam wyjścia. Za bardzo namieszałem w jej życiu.
-Będziesz się z nią pieprzyć, tak? Tak jak ze mną?!
-Boże... Nie chce się z nią pieprzyć, nie interesują mnie kobiety doskonale o tym wiesz.
-Nie! Właśnie nie wiem! Spotykałeś się z nią! Chciałeś...
-Przestań! Alicja to moja przyjaciółka. Uszanuj to. Proszę.
-Wynoś się stąd.
-Yao... Proszę uspokój się.
-Natychmiast!
Pozbierałem swoje rzeczy i wyszedłem.
-Będę o Tobie cały czas myślał Yao. Odezwę się.
-Wynocha!
Zamykając drzwi słyszałem jego szloch. Miał głupią tendencję do histerii. Bardzo przypominał w tym moją matkę. Wybaczy mi.Zawsze wybacza. Muszę się teraz skupić na tej dziewczynie. Nawet nie wiem jak dotarłem do zapchanego metra. To najlepszy i najszybszy środek komunikacji tutaj. Później w autobus, w którym obrzydliwie śmierdziało potem i alkoholem i byłem w domu. Chwyciłem za klamkę. Zamknięte. W sumie to lepiej. Odszukałem klucze w kieszeni. Miałem przypięty do nich śliczny breloczek z literką A. Dostałem go od Alicji. Dobrze, że nikogo nie ma przynajmniej będę mógł z nią pogadać na spokojnie. Gdzie ten cholerny telefon? Jest. Jeszcze tylko wybrać numer. Cisza. Beep, beep...
-Słucham?
-Alicja?
-Teo? Miałeś zniknąć z mojego życia, nie chcę słuchać Twoich kłamstw.
-Alicjo błagam wysłuchaj mnie. Musimy się spotkać.
-Nic nie muszę!
Nie dobrze, zaczyna się denerwować.
-Alicjo, wracam do Polski, chciałbym się pożegnać.
-Pożegnaliśmy się już jakiś czas temu.
-O osiemnastej w parku kwitnącej wiśni.
-Dobrze.
Uwielbiam kiedy jest taka uległa, niewinna. Wie o tym doskonale.
-W takim razie do zobaczenia.
-Cześć.
Rozłączyła się od razu. Co mam jej powiedzieć? Jak? Muszę się przespać. Wykańcza mnie to wszystko. Położyłem się, nie minęła chwila i zmorzył mnie sen. Ze słodkiego oderwania wyrwał mnie zgrzyt kluczy w zamku na dole.
-Teo wróciłam!
-Dobrze mamo! - Która godzina? W pół do osiemnastej! Cholera jasna. Nie zdążę, a ona nienawidzi spóźniania. Gdzie te jeansy? Po przekopaniu garderoby odnalezieniu spodni i koszulki zbiegłem na dół.
-Dziecko gdzie ty tak biegasz?
-Mamo nie teraz, jestem umówiony z Alicją.
-O której wrócisz? Pamiętaj o pakowaniu.
-Nie wiem o której. O pakowaniu pamiętam, właśnie idę w tej sprawie do Alicji.
Wybiegłem z domu. Trzy kilometry, przebiegnę. Dobrze, że nie opuszczałem treningów. Szlag! Treningi. Nie teraz. Alicja. Biegłem tak aż do parku. Musiałem ją znaleźć. Szła piękna dumna. W niebieskiej sukience idealnie pasującej do jej szmaragdowych oczu i trampkach. Blond włosy opadające na ramiona podrygiwały rytmicznie w takt jej kroków.
-Wyglądasz zjawiskowo. - Mówiłem to całkiem szczerze. Sukienka ponętnie opinała się na jej krągłościach, sięgała do połowy ud przez co można było podziwiać jej zgrabne nogi.
-Dziękuję, ale mieliśmy o czymś porozmawiać. Podobno wracasz do Polski. Czemu?
-Kamil znów się w coś wplątał. Siedzi w domu opieki, za włamanie. Ojciec bierze urlop wracamy do Polski.
-A kiedy tu znów się pojawisz?
-Nie wracam. Matka powiedziała, że tak będzie najlepiej. Przez tego gówniarza jak zwykle coś poszło nie tak.
-Teo, przykro mi. Wiem, że Kanton wiele dla ciebie znaczy. - W jej oczach widziałem autentyczny smutek, Tak bardzo to do niej nie pasowało. Zawsze roześmiana, żywiołowa. Strasznie schudła. Wcześniej było jej więcej do podziwiania.
-Walić Kanton. Jesteś tu Ty, egzaminy, treningi. Nie chcę wyjeżdżać ze względu na ciebie.
Jej oczy zaszkliły się od łez. Siedziałem jak zahipnotyzowany. Po policzku potoczyła się pierwsza perłowa łza. Tego nie przewidziałem.
-Alicja błagam nie płacz. Mała proszę. - Przytuliłem ją najmocniej jak tylko umiałem, bojąc się aby nie uszkodzić jej wątłego ciała. Ująłem jej twarz w ręce oparłem czoło o jej czoło i czekałem aż się uspokoi.
-Pocałuj mnie, Teo.
-Nie. - Powiedziałem to zbyt stanowczo, nie to że nie chciałem jej pocałować. Nie chciałem wywracać jej życia do góry nogami. Znów. - Alicjo, wyjeżdżam do Polski, prawdopodobnie nigdy więcej się nie zobaczymy. Nie chcę namieszać w twoim życiu po raz kolejny.
-Rozumiem.
Widziałem jak jej twarz i oczy zalewa fala smutku. Siedziała przede mną taka krucha, bezbronna. Nie mogłem się powstrzymać. Ująłem jej twarz i przywarłem delikatnie do jej warg. Usta miała tak delikatnie aksamitne. Poczułem jak delikatnie się uśmiecha. Oderwałem się spojrzałem na nią i nawet nie wiem kiedy wyrwało mi się
-Kocham cię. Tak bardzo cię kocham Alicjo.
Była zaskoczona tym wszystkim. Ale widziałem te słodkie rumieńce na jej twarzy. Które zawsze przyprawiały mnie o dreszcze i wywoływały uśmiech na mojej twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz