sobota, 26 lipca 2014

ksiązka cd

Wolność. Czy wolność pachnie strachem, ekscytacją i nadmiarem dopaminy? Jeżeli tak to chce mieć ją zawsze. Kontrola na lotnisku - bagaż i bilet w porządku. Teraz czas zająć miejsce i zanurzyć się w fotelu. Mam szczęście, obok mnie siedzi facet po trzydziestce i dwie kobiety w średnim wieku. Żadnych krzyczących dzieci z matkami na skraju wytrzymania nerwowego. Bateria w telefonie w pełni naładowana, muszę się pilnować żeby tak było przez dłuższy czas, bo po przylocie do Warszawy czeka mnie jeszcze przeprawa do Gdańska - niestety nie było bezpośredniego lotu tam.
Patrzyłam jak lotnisko oddala się co raz bardziej, a później były tylko chmury i długo, długo nic. Zasnęłam, obudził mnie facet siedzący obok, bo zbliżaliśmy się do lądowania. Lotnisko w Warszawie. Już nie mogę się doczekać Warszawskiego powietrza i tak mniej zanieczyszczonego niż w Chinach, tego gwaru na lotnisku, w którym wciąż słychać język polski.
-Proszę zapiąć pasy, lądujemy.
Byłam tak podekscytowana, że nie zwróciłam uwagi, że "mój sąsiad" przygląda mi się od dłuższego czasu. Gdy już dotknęliśmy ziemi dopiero uwierzyłam, że naprawdę jestem w Polsce. W kraju z którego zostałam wyrwana tak nagle. Jeszcze tylko odebrać bagaż, złapać transport na Dworzec Centralny i dalej do Gdańska.
-Przepraszam Panią, czy idzie Pani w kierunku taksówek? - to ten facet z samolotu. Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Miał trzydniowy zarost, błękitną koszulę, spinki przy mankietach. Jego ciemne włosy były potargane tak jakby stał na dużym wietrze, mimo że był upał nie do wytrzymania.
-Tak, tak - uśmiechnął się szeroko, miał bardzo ładny uśmiech. Proste, białe zęby. Widziałam, że nie jest to pracownik fizyczny, tylko osoba siedząca za biurkiem. - A mogę w czymś pomóc?
-Nie bardzo orientuje się co gdzie tu jest. Wie pani jestem Polakiem, ale nigdy tu nie byłem.
-Rozumiem. Jeżeli nie zmieniło się tu nic w przeciągu ostatnich kilku lat to powinniśmy sobie poradzić. A dokąd Pan chce się dostać?
-Muszę dojechać do centrum, a później na Aleje Jerozolimskie. Za kilka dni jadę do Szczecina mam tam kilka spraw do załatwienia, a później wracam do Chin.
-Ok rozumiem. Ja również kieruję się do Centrum, a później do Gdańska.
- W takim razie weźmy wspólną taksówkę. - Skinęłam głową, na znak że się zgadzam i ruszyliśmy w stronę postoju taksówek Po dziesięciu minutach złapaliśmy nasz transport. Wojtek, bo tak miał na imię mój towarzysz otworzył mi drzwi i pokierował kierowcę.
-Właściwie czemu taka młoda kobieta jest sama w Polsce?
-Szukam przyjaciela. Wyjechał z Kantonu nagle do Polski i nie mam z nim kontaktu, nie wiem co się z nim dzieje, czy wszystko w porządku.
-To chyba musi być ktoś ważny w Twoim życiu.
-Tak... Nawet bardzo. - Reszta podróży minęła w ciszy tylko z radia sączył się jakiś nowy przebój gwiazdy pop.
-Jesteśmy na miejscu. Poproszę pięćdziesiąt złoty. - Taksówkarz nie był zbyt uprzemy. Zaczęłam szukać portfela, ale Wojtek mnie wyprzedził.
-Ja zapłacę.
-Ale to nie będzie w porządku, nie czuję się z tym dobrze.
-Możesz mi się odwdzięczyć i pójść ze mną na kawę, oczywiście o ile masz czas i ochotę. - Chwilę się wahałam, ale po wyjściu z samochodu stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia.
-Dobrze, ale najpierw pójdę kupić bilet na pociąg.
-W porządku w takim razie czekam na Ciebie w tej kawiarni, tylko proszę nie uciekaj. - Znów uśmiechnął się zabójczo.
-Jasne, jasne. - Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie było to zbyt przekonywujące. - Nie ucieknę. - Wysiliłam się na uśmiech, bo myślami byłam już w Gdańsku.

czwartek, 27 marca 2014

Książka cd

Kolejne dni mijały jakby ktoś puścił mi film w przyspieszonym tempie. Szkoła, dom, nauka, spanie. I tak w kółko. Na koniec tego obłędu - egzaminy. Dziś odbieram wyniki, rodzice denerwują się bardziej ode mnie. Czy mogę powiedzieć, że mi na nich nie zależy? Raczej nie. Tylko w mojej głowie jest obraz tego jak idę z Teo za rękę do gabloty gdzie są wyniki, ale jego już nie ma. Nie odpisał mi na maile. Właściwie nie wiem co mam myśleć.
-Alicja! Idź już! - tak, mama denerwowała się dwa razy bardziej niż ja.
-No idę, nie pali się! - Zeszłam do drzwi, krzyknęłam "cześć" i zamknęłam za sobą drzwi. Niebo płakało, pomyślałam, że to nie jest dobry znak. Zamykam pewien rozdział w życiu. Wracam do Polski. Chcę się dowiedzieć co dzieje się z Teo.  Bez względu na to gdzie mam go szukać.
Gablota. Szukam się na liście i nie wierzę. Wszystko zaliczone i to na ocenę dobrą. Wysłałam mamie wiadomość z wynikami, nawet ona nie spodziewała się takich rezultatów moich wyników. Muszę biec! Biec do domu spakować walizkę i zabukować bilety. Albo zrobię to teraz. Wykręciłam numer odezwała się sympatyczna pani z kasy, po głosie można poznać, że ma około 30 lat.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc?
-Witam, chciałabym zarezerwować bilet, na najbliższy lot do Polski.
-Jest możliwość wylotu dziś wieczorem, czy zarezerwować? - dziś? Tak szybko? Rodzice się nie zgodzą, ale co mi tam.
-Tak poproszę.
-Dobrze, w takim razie lot jest o 19;48. Proponuję być godzinę wcześniej.
-Dziękuję. - Muszę szybko dotrzeć do domu, żeby się spakować.
Będąc już w pokoju, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka bluzek, spodni, bieliznę. Zdjęcię rodziców i Teo. Wiedziałam, że nie mogę wyjechać nie informując rodziców, dlatego zostawiłam im kartkę gdzie jestem i przeprosiłam za swoje zachowanie. Obiecałam, że się odezwę jak będę w Polsce.
Cała w nerwach i ekscytacji wyszłam z domu. Wcześniej zamówiłam taksówkę. Miły starszy pan pomógł mi spakować walizkę. Spojrzałam na dom, zakręciła mi się łza w oku.
-Jedziemy? Czy się pani rozmyśliła?
-Jedziemy.
W drodze na lotnisko myślałam o Ogrodzie Kwitnącej Wiśni. O momencie kiedy tu pierwszy raz przyjechałam, Teo,  rodzicach, moim pokoju, salonie z widokiem na rzekę. Przypominałam sobie zapachy tych poszczególnych miejsc i osób. Tak. Będę tęsknić,ale zyskałam wolność.





czwartek, 20 lutego 2014

Dziś troszkę z innej beczki! ♥

Wywiad z Liderem grupy "Mam Haka na raka - Słodziaki" Dawidem Jastrzębskim (16l).
Pięcioosobowa grupa (16l-17l)  będąca uczniami  ZS im Jana Wyżykowskiego w Głogowie podjęła się nielada wyzwania. Działają charytatywnie  na rzecz osób chorych na chłoniaka. Swoją postawą chcą pokazać, że rak nie jest wyrokiem.
Angelika (A) -Skąd pomysł na grupę?
Dawid (D) - Chcieliśmy się  sprawdzić czy zdołamy zdziałać coś dobrego na rzecz kogoś i chcielismy udowodnić, że rak to nie wyrok im prędzej zostanie wykryty tym lepiej dla osób chorych.
A - Powiedz czy macie styczność z osobami chorymi na chłoniaka?
D - Tak, mieliśmy. Spotkaliśmy się z pania Magda chorą na chłoniaka i z Olą studentką, która jest chora. Wczoraj napisała do nas dziewczyna, która dalej walczy z chorobą i choruje na chłoniaka.
A- A nie myślisz że chłoniak to trochę za ciężki temat jak dla osób w waszym wieku?  (W końcu w waszej grupie są osoby, które mają po  16-17 lat).
D - Sami na początku się zastanawialismy czy sobie z tym poradzimy i czy będziemy w stanie pomóc komuś i coś dobrego zrobić. Po kilku dniach czytania o tej chorobie, oglądania materiałów edukacyjnych,  tworzenia prezentacji stwierdziliśmy że damy radę i żaden chłoniak nie przeszkodzi nam w pomocy innym.
A - Długo trzeba było namawiać osoby do przystąpienia do tego projektu? Ile Was jest działających aktywnie?
D- Ogólnie tworzymy pięcioosobową drużynę sami koledzy i koleżanka z jednej klasy , nie zastanawialiśmy się nad tym ani chwilę od razu się wpisaliśmy w tą akcję. Co do namawiania to ludzie z innych miast z innych szkół sami do nas piszą jak mogą nam pomóc, co mogliby zrobić. Jest to naprawdę miłe i dobrze że są jeszcze tacy ludzie
A- Z kim współpracujecie i jakie działania macie na swoim koncie ?
D - Współpracujemy z Starostą Powiatu Głogowskiego, Prezydentem Miasta Głogów, z Panem Jerzym Górskim razem z nim będziemy bić rekord świata w belgijce 26.04.2014r policją i szpitalem w Głogowie. Na swoim koncie mamy już zbiórkę krwi dla Centrum Onkologicznego we Wrocławiu, teraz dostaliśmy pozwolenie na zbiórkę pieniędzy dla Kamila chorego na chłoniaka. Warto też dodać że współpracujemy z inną drużyna biorącą udział w tym projekcie inne miasto prawie 300 km oddalone od Głogowa, ale to nie ważne! Jeden cel: pomóc ! Współpracujemy z Opolem Limfaty LO 5
A - Fantastycznie! A powiedz mi jaki jest odbiór takiego projektu?
D - Ludzie nam gratulują, chwalą, że tak młodzi ludzie angażują się w takie działania. duZo też pozytywnych komentarzy o nas można znalesć na portalach na których są informacje o naszych działaniach i projekcie MHNR
A - A jak reagują rodzice? Musicie się dużo angażować nie są o to źli? Czy takie działanie charytatywne nie koliduje ze szkołą?
D- Nie, rodzice właśnie dają nam dużo wsparcia i popierają to co robimy. w szkole mamy tak dobrych nauczycieli że mamy inne terminy pisania sprawdzianów czy jakichkolwiek testów.
Z Dawidem Jastrzębskim
rozmawiała Angelika Zimmermann
Także kochani widzicie! Pomagać może każdy, bez względu na wiek. Wystarczą chęci. A ja was zachęcam do wspierania grupy https://www.facebook.com/pages/Mam-Haka-Na-Raka-Grupa-S%C5%82odziaki-/620611517974345?fref=ts



środa, 12 lutego 2014

WIERSZE

Konradowi Bieniaszewskiemu 

A kiedy spojrzę w oczy - 
widzę niebo

A kiedy dotknę ust - 
czuję piekło 

A kiedy czuję zapach -
to sen, z którego nie chcę się obudzić

A kiedy jesteś obok - 
wiem, że nade mną czuwasz 

Kiedy odchodzisz modlę się 
żebyś wrócił i został na zawsze!


"TAKA JA"

Przesiąknięta kłamstwem 
doszukuję się prawdy

Zalana rozpaczą
szukam ukojenia

Zaszczuta strachem
szukam schronienia

Zawstydzona przez ludzi
szukam odwrotu

Opuszczona przez was
głucho się modlę

Mimo zranienia 
milczę 



poniedziałek, 13 stycznia 2014

książka cd

Środa. Piękny słoneczny poranek, przez okno wdarło się do pokoju ciepło. Przeciągnęłam się leniwie jak kot. Dziś mam wolne od szkoły jakieś dni dyrektorskie. W sumie to i lepiej. Teo dziś wyjeżdża, nie chciał żebym odprowadzała go na lotnisko. Powiedział, że nie lubi pożegnań. Ile bym dała żeby być na ego miejscu. Żebym to ja wróciła do Polski. Tylko trzymają mnie tu egzaminy. Zaraz po nich jade do Polski. Do babci. Trzeba się wstać, ogarnąć i iść pobiegać. Z łóżka ściągnął mnie zapach kawy i dżemu z dołu. Mama krzątała się po domu.
-O już wstałaś? Myślałam że do jedenastej z łóżka nie wyjdziesz.
-Nie mogę spać. Idę pobiegać.
-Wiem, że martwisz się o Teo. Ale spotkacie się. Pojedziesz do niego na wakacje.
-Mamo ja po egzaminach wracam do Polski. Kanton nie jest miejscem dla mnie.
-Alicjo wiem, że nie jest Ci łatwo, do egzaminów został miesiąc. Nie czas myśleć o powrocie do kraju.
-Idę pobiegać mamo. - Pocałowała mnie w policzek. Założyłam nowe buty i wyszłam. Biegłam przed siebie. Mimo wczesnej pory słońce paliło mnie w plecy. Czułam jak przenika przeze mnie. Pierwsze kropelki potu spłynęły mi po twarzy. Ostatnio zamiast uciekać w muzykę i pianino to biegam. Przez co zgubiłam kilka zbędnych kilogramów. Mogę się przyjżeć ulicom, ludziom. Wszyscy wyglądają tu identycznie. Dziewczyny ubrane w tandetne ciuszki z ogromnych sieci handlowych, chłopaki takie same koszule. Jakby ktoś ich sklonował. Ulice śmierdzą od spalin. Każdy powtarza, że nie ma co wybierać się samochodem gdzieś, a i tak w niego wsiadają i stoją w kilku kilometrowych korkach. Biegłam tak bez końca właściwie wyłączając się, nie czułam bólu w ten sposób. Mijałam ludzi i miejsca, czułam jakby świat żył swoim tempem obok mnie. Zatrzymałam się i usiadłam na ławce. Byłam w tym samym miejscu gdzie Teo mnie pocałował. Milion myśli zajęło moją głowę. Nie, nie, nie.... Nie chce o tym myśleć. Relaks. Jednak myśl goniła myśl, obraz gonił obraz... Pierwsze spotkanie, jego oczy, dotyk dłoni, żal, mój krzyk "pedał", łzy, Teo za rękę z Yao Ming, nasz pocałunek, a teraz pustka. Przeraźliwa rozdzierająca pustka. Chciałabym biec na lotnisko poczuć jego słodko-mdły zapach, ale jest za późno. On nie chciał czułych pożegnań. Musiałam się podnieść i kierować się w stronę domu. Nie chciałam siedzieć tu sama. Teo ma dać znać jak będzie na miejscu. Nie widzieliśmy się od piątku, wczoraj wieczorem przysłał mi sms "Do zobaczenia mała  T."

środa, 8 stycznia 2014

ksiązka cd


-Wyjeżdżam do Polski, mój brat znów coś przeskrobał....
-Jak to?! Zostawisz mnie tak po prostu? Po tym wszystkim? Teo?
-Yao zrozum to nie ode mnie zależy. Chciałbym tu zostać wyprostować wszystko.
-Kiedy lecisz?
-Środa.
-Czyli mamy dla siebie tylko pięć dni.
-Muszę spotkać się z Alicją, porozmawiać. - Spojrzał na mnie jakbym go uderzył. Wciąż był o nią zazdrosny.
-Teo nie spotykaj się z nią. Błagam. - Znów zrobił te maślane oczy, ale tego nie mogłem odpuścić.
-Muszę. Nie mam wyjścia. Za bardzo namieszałem w jej życiu.
-Będziesz się z nią pieprzyć, tak? Tak jak ze mną?!
-Boże... Nie chce się z nią pieprzyć, nie interesują mnie kobiety doskonale o tym wiesz.
-Nie! Właśnie nie wiem! Spotykałeś się z nią! Chciałeś...
-Przestań! Alicja to moja przyjaciółka. Uszanuj to. Proszę.
-Wynoś się stąd.
-Yao... Proszę uspokój się.
-Natychmiast!
Pozbierałem swoje rzeczy i wyszedłem.
-Będę o Tobie cały czas myślał Yao. Odezwę się.
-Wynocha!
Zamykając drzwi słyszałem jego szloch. Miał głupią tendencję do histerii. Bardzo przypominał w tym moją matkę. Wybaczy mi.Zawsze wybacza. Muszę się teraz skupić na tej dziewczynie. Nawet nie wiem jak dotarłem do zapchanego metra. To najlepszy i najszybszy środek komunikacji tutaj. Później w autobus, w którym obrzydliwie śmierdziało potem i alkoholem i byłem w domu. Chwyciłem za klamkę. Zamknięte. W sumie to lepiej. Odszukałem klucze w kieszeni. Miałem przypięty do nich śliczny breloczek z literką A. Dostałem go od Alicji. Dobrze, że nikogo nie ma przynajmniej będę mógł z nią pogadać na spokojnie. Gdzie ten cholerny telefon? Jest. Jeszcze tylko wybrać numer. Cisza. Beep, beep...
-Słucham?
-Alicja?
-Teo? Miałeś zniknąć z mojego życia, nie chcę słuchać Twoich kłamstw.
-Alicjo błagam wysłuchaj mnie. Musimy się spotkać.
-Nic nie muszę!
Nie dobrze, zaczyna się denerwować.
-Alicjo, wracam do Polski, chciałbym się pożegnać.
-Pożegnaliśmy się już jakiś czas temu.
-O osiemnastej w parku kwitnącej wiśni.
-Dobrze.
Uwielbiam kiedy jest taka uległa, niewinna. Wie o tym doskonale.
-W takim razie do zobaczenia.
-Cześć.
Rozłączyła się od razu. Co mam jej powiedzieć? Jak? Muszę się przespać. Wykańcza mnie to wszystko. Położyłem się, nie minęła chwila i zmorzył mnie sen. Ze słodkiego oderwania wyrwał mnie zgrzyt kluczy w zamku na dole.
-Teo wróciłam!
-Dobrze mamo! - Która godzina? W pół do osiemnastej! Cholera jasna. Nie zdążę, a ona nienawidzi spóźniania. Gdzie te jeansy? Po przekopaniu garderoby odnalezieniu spodni i koszulki zbiegłem na dół.
-Dziecko gdzie ty tak biegasz?
-Mamo nie teraz, jestem umówiony z Alicją.
-O której wrócisz? Pamiętaj o pakowaniu.
-Nie wiem o której. O pakowaniu pamiętam, właśnie idę w tej sprawie do Alicji.
Wybiegłem z domu. Trzy kilometry, przebiegnę. Dobrze, że nie opuszczałem treningów. Szlag! Treningi. Nie teraz. Alicja. Biegłem tak aż do parku. Musiałem ją znaleźć. Szła piękna dumna. W niebieskiej sukience idealnie pasującej do jej szmaragdowych oczu i trampkach. Blond włosy opadające na ramiona podrygiwały rytmicznie w takt jej kroków.
-Wyglądasz zjawiskowo. - Mówiłem to całkiem szczerze. Sukienka ponętnie opinała się na jej krągłościach, sięgała do połowy ud przez co można było podziwiać jej zgrabne nogi.
-Dziękuję, ale mieliśmy o czymś porozmawiać. Podobno wracasz do Polski. Czemu?
-Kamil znów się w coś wplątał. Siedzi w domu opieki, za włamanie. Ojciec bierze urlop wracamy do Polski.
-A kiedy tu znów się pojawisz?
-Nie wracam. Matka powiedziała, że tak będzie najlepiej. Przez tego gówniarza jak zwykle coś poszło nie tak.
-Teo, przykro mi. Wiem, że Kanton wiele dla ciebie znaczy. - W jej oczach widziałem autentyczny smutek, Tak bardzo to do niej nie pasowało. Zawsze roześmiana, żywiołowa. Strasznie schudła. Wcześniej było jej więcej do podziwiania.
-Walić Kanton. Jesteś tu Ty, egzaminy, treningi. Nie chcę wyjeżdżać ze względu na ciebie.
Jej oczy zaszkliły się od łez. Siedziałem jak zahipnotyzowany. Po policzku potoczyła się pierwsza perłowa łza. Tego nie przewidziałem.
-Alicja błagam nie płacz. Mała proszę. - Przytuliłem ją najmocniej jak tylko umiałem, bojąc się aby nie uszkodzić jej wątłego ciała. Ująłem jej twarz w ręce oparłem czoło o jej czoło i czekałem aż się uspokoi.
-Pocałuj mnie, Teo.
-Nie. - Powiedziałem to zbyt stanowczo, nie to że nie chciałem jej pocałować. Nie chciałem wywracać jej życia do góry nogami. Znów. - Alicjo, wyjeżdżam do Polski, prawdopodobnie nigdy więcej się nie zobaczymy. Nie chcę namieszać w twoim życiu po raz kolejny.
-Rozumiem.
Widziałem jak jej twarz i oczy zalewa fala smutku. Siedziała przede mną taka krucha, bezbronna. Nie mogłem się powstrzymać. Ująłem jej twarz i przywarłem delikatnie do jej warg. Usta miała tak delikatnie aksamitne. Poczułem jak delikatnie się uśmiecha. Oderwałem się spojrzałem na nią i nawet nie wiem kiedy wyrwało mi się
-Kocham cię. Tak bardzo cię kocham Alicjo.
Była zaskoczona tym wszystkim. Ale widziałem te słodkie rumieńce na jej twarzy. Które zawsze przyprawiały mnie o dreszcze i wywoływały uśmiech na mojej twarzy.